Pod koniec października w okolicach 1 listopada pogoda zrobiła nam milą niespodziankę w postaci ciepłego frontu, dzięki któremu na termometrach pojawiło się ok 20 stopni :O Stwierdziłam, że to chyba ostatni moment ,żeby jeszcze w tym roku pojechać nad morze. Wzięłam urlop w piątek przed długim weekendem tak aby nie trafić na tłum ludzi w sobotę, którzy także mogą obrać kurs nad Bałtyk. Mimo że to był piątek ludzi i tak było sporo (mogłam się tego spodziewać, że nie tylko ja wpadnę na taki pomysł :P). Wraz ze mną nad morze wybrała się moja Blythe Cassia. Mimo, że trafiłam na bardzo spokojne morze nie zaryzykowałam zdjęć przy samym brzegu, bo zapewne z tym jej wielkim baniakiem skończyło by się to upadkiem i byłaby cała w mokrym piasku. Obrałam sobie za cel zdjęcia na wyrzuconych przez morze konarach, które czasami mają bardzo ciekawe kształty :) Nie wiem też jak ja to zrobiłam, ale ustawiając jej rączki ułamałam jej prawa rękę >.> Całe szczęście w domu udało się ją bezproblemowo przykleić na miejsce uff.
Cassia ma wyraźną urazę w spojrzeniu ;)! Dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie. Jesienna plaża doskonale nadaje się na tło dla takiej pastelowej kruszynki. Szczególnie podobają mi się końcowe ujęcia, z przymkniętymi oczkami.
OdpowiedzUsuńBiedulka, taka kontuzja jej się trafiła. Miejmy nadzieję, że Cassia już zapomniała o tym niefortunnym zdarzeniu. Zdjęcia wyszły cudnie, a strój w sam raz nad morze - zwiewny niczym morska piana.
OdpowiedzUsuń